środa, 22 czerwca 2011
Wbrew sobie
Pisałam kiedyś, że unikam lawendy, aniołków i Klimta. Czasami jestem jednak niekonsekwentna (głównie w temacie lawendy). Tym razem na jednoznaczne życzenie klientki, bo z własnej woli pewnie bym tego nie zrobiła. I nie mogę powiedzieć, żebym tę pracę wykonała z wielką niechęcią. To było całkiem przyjemne doświadczenie:) Może jeszcze polubię... A konkretnie - zrobiłam lustro z Klimtem. Nie miałam tu właściwie żadnej dowolności, bo dostałam po prostu zdjęcie przedmiotu i miało być zrobione "coś takiego". Wiadomo, że identyczne nie będzie i bardzo dobrze. Tamto było duże kwadratowe z szeroką ramą i motywem z serwetki. Naszukałam się wszędzie takiego lustra, nawet znalazłam namiary na jakiegoś stolarza, którego telefon nie odpowiadał ("nie ma takiego numeru"), więc wybrałam się osobiście i z duszą na ramieniu poszukiwałam warsztatu w podejrzanym obszarze industrialno-magazynowym wśród podejrzanych osobników. Gdy go wreszcie znalazłam, okazało się, że stolarz może mi taką ramkę (40 x 40 cm) bez lustra zrobić za 100 zł! Jak do tego doliczyć lustro, zdobienie i przesyłkę to pewnie klientka już takiego lustra by nie chciała. Ostatecznie zgodziła się na inną wersję i chwała jej za to, bo obyło się bez kłopotów. Lustro jest mniejsze, prostokątne i motyw ma z papieru. Całe miało być oklejone motywami "Pocałunku" Klimta. Lustro nie jest oklejone "po całości", lecz motywy mniejsze i większe są wycięte, a w puste miejsca są wklejone inne fragmenty z obrazu. Chciałam, żeby to wyglądało trochę jak mozaika. Całość lakierowałam bardzo błyszczącym poliuretanowym Fluggerem. Zewnętrzne krawędzie lustra są pomalowane różnymi obcieniami brązu za pomocą zwiniętej folii, a na to metaliczną złotą farbą. Dało to ciekawy efekt, podobny do pokrycia melanżem złotych płatków. Uważam, że dobrze pasuje do całości. Niestety, na zdjęciu nie widać złotego połysku.
czwartek, 09 czerwca 2011
Z przygodami:)
I znowu będzie print room, który fascynuje mnie od samego początku. Do tego kompletu przypraw przymierzałam się już wiele miesięcy temu. Zagruntowałam, pomalowałam i utknęłam. Widziałam już różyczki i lawendę i nie chciałam powielać pomysłów. Print room przyszedł mi do głowy znienacka i natychmiast zabrałam się do pracy. Motywy graficzne przyciemniłam Laccanticante, napisy to transfery. Gotowy komplet pokryłam spękaniami Sottile, wtarłam brązową farbę olejną (nie chciałam, żeby były błyszczące) i na koniec polakierowałam werniksem szklącym. I tu się zaczęła przygoda;). Podobno werniks szklący jest nie do usunięcia po wyschnięciu. Otóż ja go całkiem niechcący dokumentnie usunęłam, a właściwie to sam się usunął:D Żeby w trakcie lakierowania nie zakleić dziurek na górze, włożyłam w nie wykałaczki. I tak nakładałam kolejne warstwy lakierów. Kiedy skończyłam i wszystko wyschło, wyciągnęłam patyczki... razem z częścią lakieru. Gdy chciałam te ubytki wyrównać, kolejne warstwy zaczęły odchodzić i w końcu, jak folię, jednym pociągnięciem zerwałam wszystko. No i zabawa zaczęła się od początku, ale byłam już mądrzejsza:) Nadal zatykałam dziurki wykałaczkami, ale zaraz po nałożeniu każdej warstwy lakieru, usuwałam je i teraz jest ok:) Moja kolejna printroomowa przygoda dotyczy zegara. Pracę nad nim zaczęłam i prawie skończyłam;) rok temu. Robiłam niemal tak samo, ale zastosowałam spękania Large Dali. Wtarłam w nie pastę Antique Rub w kolorze brązu. Wyszło koszmarnie! Spękania były bardzo drobne, nieregularne, powierzchnia nierówna i do tego wszystko miało odcień pomarańczowy i nie dało się wypolerować. Próbowałam ściągnąć to spirytusem, mleczkiem, woskiem, rozpuszczalnikiem i wszystko bez rezultatu. Schowałam więc do szafy i co jakiś czas wyciągałam, czekając na lepszy pomysł. A ten przyszedł dopiero teraz:) Podjęłam męską decyzję i włożyłam zegar (bez mechanizmu oczywiście) pod kran. Mydło, szczotka i rewelacja! Spękania zostały, ale gładkie i bez wypełnienia. Tym razem wszystko przetarłam Lacca Scurente i wypolerowałam. Zostało postarzone, przyciemnione, ale spękania wyglądają teraz delikatnie. Na koniec znów werniks szklący i zegar, podobnie jak komplet przypraw, wygląda na porcelanowy. Teraz można go pokazać światu:) I mój ulubiony "Motorek". W tej piosence fascynuje mnie tekst, niezwykła muzyka i to wykonanie. Wolę je od oryginału. Ale ten teledysk uważam za okropny, zupełnie nie oddający istoty rzeczy. Bardzo płytko i dosłownie pojmujący tekst...
piątek, 03 czerwca 2011
Prowansja
Po raz pierwszy odważyłam się kupić coś w klamociarni. Zdecydowanie wolę rzeczy nowe. Jakoś w tych starych rzadko widzę potencjał, a perspektywa ręcznego (sprzętu nie posiadam) szlifowania starej farby czy lakieru skutecznie mnie odstrasza. Tym razem było inaczej - wypatrzyłam 3 rzeczy w miarę surowe. Byłam bardzo zadowolona z zakupu. Na razie przeobraziłam tylko jedną rzecz i to najmniejszą, ale sądzę, że całkiem udanie:) Przedstawiam mały cebrzyk - spodobał mi się od pierwszego wejrzenia:) Tak się prezentował już po wyszorowaniu - na szczęście był tylko bardzo brudny, ale drewno było w bardzo dobrym stanie. Jakoś tak mi się skojarzył z domem w stylu prowansalskim, więc znów pojawiła się lawenda. Najpierw zrobiłam shabby - kość słoniowa na liliowym. A potem serwetka - trochę lawendy, nieco pisma, pieczątek, motylki. Wszystko bardzo delikatne:) Obwódkę z łyka pomalowałam na fioletowo, a potem miejscami na jasno i uważam końcowy efekt za satysfakcjonujący. W środku jeszcze wkleiłam lawendę z drugiej warstwy serwetki. Całość lakierowana na mat. |
Archiwum
Ostatnie wpisy
Zakładki:
Jeśli podobają Ci się moje prace i chciałabyś mieć podobną, napisz do mnie
Kontakt
Moja galeria
Moje albumy
Odwiedzam
Wszystkie przedstawione modele są mojego autorstwa i nie zezwalam na ich kopiowanie bez mojej zgody.
Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa i nie zgadzam się na kopiowanie i umieszczanie ich na innych stronach bez mojej zgody.
Tagi
![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |